Kiedyś w jednym z numerów starej Fantastyki przeczytałem w rubryce redagowanej przez Alfreda Mostowicza (ciekawa postać swoją drogą) poświęconej dziwnym i niecodziennym teorią naukowym, o angielskim profesorze który twierdził że jeśli już jakiś problem został raz rozwiązany czy wymyślony jest on kodowany niejako w pamięci wszechświata w wielkiej myślni (jak u Jacka Dukaja) stąd częste równoległe odkrycia i częste podobne wnioski, powstawanie trendów i rozprzestrzenianie się mód itd. Oczywiście to teoria czysto spekulatywna ale musi być coś na rzeczy! Tegoroczna moda na lata dziewięćdziesiąte, której katalizatorem na pewno było dwudziestolecie wydania Nevermind Nirvany wywołała lawinę skojarzeń i asocjacji czego kolejnym przejawem i uzewnętrzneniem jest mój dzisiejszy post.
Pochodzący z Portland Pond działający na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia dwudziestego wieku to grunge pełną gębą. Pełen sprzężeń, gorzki rock wypełniony nonszalandzką niedbałością, punkowym drivem i świetną łamaną perkusją. Jest również miejsce dla hałaśliwych gubiących się w tle rozważań. Nagrania te mają już osiemnaście lat lecz wciąż brzmią świeżo. Pozbawione ukąszeń zęba czasu.
Chyba będę musiał odgrzebać stare numery Outside. Bracia i siostry przed wami Pond.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz