30 września 2013

Octavio Paz - Przyjaźń


Godzina oczekiwania 
Na stół spada
Nieustannie
Grzywa lampy
Noc przywraca ogromne okno
Nie ma nikogo
Obecność bezimienna mnie otacza



28 września 2013

JEJUNE - This Afternoon's Malady (1998)


Parę kroków na prawo od Sunny Day Real Estate. Czyli bliżej nurtu głównego. Popowa melodyka, tamburyn, klaskanie w dłonie podniosłe zaśpiewy. Nie wiem, czy w 1998 roku przyjąłbym do swego serca Jejune było to jeszcze przed The Tigra Songs szwedzkiego ansamblu Leiah. Dziś muzyka tych Amerykanów jest niczym witamina C niby nie ma odczuwalnego wpływu na nasz organizm, jednak całościowo wzmacnia a już jej brak osłabia i sprowadza nieszczęście na człowieka. Może ich piosenki nie zagotują wanny zimnej wody, ale podgrzeją ją na tyle by móc zażyć ożywczej kąpieli. 
Tak już mam, że lubię takie płyty. 



DL

27 września 2013

SCROTUM GRINDER - The Greatest Sonic Abomination Ever (2001)


Byli z Florydy. A tam przez bagienne wyziewy, zatęchłą wodę i strach przed aligatorami panki grają często różne wymięte odmiany hardcora. Scrotum Grinder mający w swych szeregach ludzi z InHumanity i Assuck robił to sposób wyróżniający ich z całego tabunu brudnych orkiestr. Mocarnie, schizująco i bardzo w deseń Rorschach. Ząb czasu złamał się na tej nagrywce...









DL

24 września 2013

BOB TILTON - Crescent (1994)


Bob Tilton był angielskim zespołem pochodzącym z Nottingham. Działali głównie w połowie lat 90-tych. Nagrali dwie duże płyty, parę singli. Udało im się załapać nawet do prestiżowego studia Johna Peela i jego programu-instytucji w BBC1. Robaczywa brytyjska prasa muzyczna próbowała wciągnąć ich w swoje ponure matactwa, lecz zespół hołdując zasadzie zero wywiadów, zero medialnego szumu jakoś wyszedł z tej opresji  (mocno jednak poturbowany). Na Wyspach, gdzie konkurencja jest szalona a przemysł muzyczny żarłoczny niczym stado głodnych świń  Bob Tilton uważany jest za jeden z najbardziej wpływowych zespołów gitarowych końca wieku. Wszystko za sprawą niezwykle wysublimowanej, wrażliwej twórczości. Była, to na pewno jakaś odpowiedź na falę zespołów za Wielkiej Wody ze Slint, czy Fugazi na czele, choć chyba bardziej pobudzająca, ożywcza z nią dyskusja. 
Co mnie najbardziej porusza w ich piosenkach, to poczucie autentycznego, otwierającego żyły splinu. Wielkie przeżywanie każdej frazy i każdego uderzenia w struny. Zamiłowanie do introwertycznych wsobnych wojaży. W skali profesora Aleksandra Shulgina +++.




DL

22 września 2013

DIVORCE - Seance Fiction (2013)


Poszukujący hałas. Nic w stylu: włączony odkurzacz i sokowirówka przebajerowane programem do robienia harsh-noise czy inne wypociny jakiegoś fajansiarza, który nigdy nie słyszał The Jesus Lizard.  A wręcz przeciwnie żywe, podstępne, opętańcze gówno. Wałkujące, miażdżące, rozgniatające, ubijające. Przepotężne syfiaste brzmienie rodem z jakiejś zatęchłej nory. Trzy dziewczyny i koleś ze szkockiego Glasgow. Łykam tę dyktę bez przepuszczania przez chleb...





bandcamp

16 września 2013

MAJORITY RULE ‎– Interviews With David Frost (2001)


Czas, to krew jak twierdził jeden z obrońców Stalingradu gen. Czujkow. Czas spędzony na wchłanianiu dźwięków Majority Rule to taki szturm na wybicie się z okrążenia lub straceńcza walka do ostatniego naboju. Przelewana krew. A jak krew, to emo... 
Niech padną wielkie słowa....najlepsi z najlepszych!



DL

14 września 2013

BLUETILE LOUNGE - Lowercase (1995)


Do włóczenia się po parkach i przebierania nogami w stertach zalegających różnokolorowych liści. Słuchania tuż przed snem, wypatrywania gwiazd na nocnym niebie lub do opłakiwania lat cudownych minionych. Australijski zawieszony rock snujący przedziwne opowieści, której pierwsze rozdziały zostały napisane przez Galaxie 500 i Codeine. Pełen spokój...




DL

13 września 2013

STORM THE BASTILLE - Behold Ep (2011)


Zbudowali piramidy i znudzili się nimi i zburzyli je i zmęli kamień na asfalt żeby zbudować tamę, zbudowali ją i napuścili wody i z wody zafundowali sobie potop...Przechodziłem to wszystko... 




bandcamp
http://stbdiscography.tumblr.com/

11 września 2013

[ PERU ] - Ktoś z nich (2013)


Oto trzech muszkieterów pochodzących z zadziornego południowego wschodu Polski łączących zamiłowanie do robienia czupurnych dźwięków z opowiadaniem niewesołych historii bez morałów.
Jak sami twierdzą żaden z nich nie umarł za młodu z przedawkowania, żaden nie zmienił płci, nie demolują pokoi hotelowych ba - nawet sprzętu nie rozpierdalają o podłogę na koniec koncertu. Uważają się wręcz za bardzo zwyczajnych. Jednak Brygady Męczenników GYL weszły w posiadanie małego dossier, z którego wyłania się zgoła odmienny obraz. Zacznijmy od początku. Peruwiańczycy istnieją od 2005 roku. Zdążyli już zagrać ponad 60 koncertów w towarzystwie ponad 120 zespołów. Innymi słowy starzy wyżeracze. Co również manifestuje się w postaci elokwencji osłuchania, zdeterminowania i sprawności technicznej.  

Obcowanie z ich twórczością, to prawdziwa uczta melomana (choć chyba bardziej ostra impreza w jakiejś zaliszajonej rozpadającej się kamienicy z hordą upiornych lokatorów wyznających narodowy komunizm, gdzie każda flaszka gołdy zagryzana jest paczką fajek). Ciepło mi się robi kiedy, odczuwam ciężar i motorykę wielkich Młotkowych z Amphetamine Reptile. Gitarowe zagrywki starego dobrego Minuteman. Czy echa Karp wzbogacone o aranżacyjny majstersztyk Shotmaker. Jest drive i ostry równomierny zug. Sekcja rytmiczna niczym wiertło dentysty kruszy i wygładza. W paru miejscach podstępnie biorą cię w tany i machając łbem drzesz się razem z wokalistą ...co wolisz wzbudzać, przerażenie czy sympatię litość czy gniew? Osobiście najbardziej przerażenie...

Pełen wewnętrznego spokoju mogę wyznać, że zostałem potrójnym wyznawcą. Bo hałaśliwie, bo zgrzytliwie, bo po polsku. Ponadto odnoszę wrażenie, że [peru] są dopiero w drodze na noisowy Olimp i jeszcze nie raz obronią nas przed każdym zagrożeniem...
Moje granie!








bandcamp
fb 
chaoswmojejglowie

7 września 2013

ULISES LIMA - Waiting For The Summer (2013)


Pan z Mind Intrusion ujął to po mistrzowsku: Ulises Lima nie jest zespołem pokroju Touche Amore, czy La Dispute grających, rozcieńczone screamo przy, którym Thursday brzmi jak Moss Icon a pożądną melodyjną lutą w starym stylu. Lubię takie sekciarskie rozkminy. Dodajmy Ulises Lima to trzech wrażliwych punków z Madrytu kontynuujących najlepsze emowe tradycje. Wspomnij bracie i siostro Sinaloa czy Children Of Fall a reszta zrobi się sama! Szkoda, tylko że nie śpiewają po hiszpańsku!




bandcamp

4 września 2013

IO - The Willow Snag (2002)


Bardzo wielowątkowe i wielowymiarowe granie. Kalejdoskopowa gama inspiracji i arcymistrzowskie umiejętności w poruszaniu się po wymyślonym przez siebie świecie. Kontrolowany chaos, wielkie rifowanie, momenty tarzania się po podłodze, hałasujące bryły dźwiękowe wplecione w emową chłostę i przepiękne głębokie piaskowe soczyste brzmienie. Wciąga i pochłania bez reszty. Byli z Pittsburgha. Sieć o nich milczy.



DL
bandcamp


1 września 2013