30 sierpnia 2013

TRISTAN TZARA - Omorina Nad Evropom (2001)


Ze wszystkich znanych mi etykietek używanych w punkowych dyskusjach o muzyce mym ulubionym i absolutnie niepokonanym jest Emoviolence. Kombinacja tak dziwaczna, że aż strach ją tłumaczyć...Perfekcyjnie, jednak oddająca ten hektyczny stan emocjonalnego wzburzenia, kiedy nie masz ochoty na chowanie się po kątach a na krwawą rozprawę z parszywością tego świata....Tristan...byli z Niemiec gdzie, takie granie zawsze cieszyło się wielką popularnością...Dada, Samuel Rosenstock, Tristan Tzara.



DL
bandcamp

Znów Bliski Wschód znów Ameryka i Izrael wielkie słowa i koncert mocarstw, znów beznadziejne okrucieństwo i bezsens każdego konfliktu zbrojnego, znów ciała ludzkie obrócone w krwawe strzępy mięsa...nie można tego myślą zracjonalizować, by nie otrzeć się o banał  i osunąć w błogie samooszukiwanie...Każda wojna jest zła!!







28 sierpnia 2013

THIRTY OUGHT SIX - Hag Seed (1995)


Dobrze się wkręca. Podchodzi powoli a później rozchodzi się w oparach niedosytu. Kolejny wykurwisty zespół z liberalnych lat 90tych.
Quicksand, Shiner plus jakiś rock.



DL








24 sierpnia 2013

THEMA ELEVEN - Choose Your Beast (2003)


Lubię hardcorowe wystawianie ran na widok publiczny. Lubię też hardcorowy monumentalizm. Kiedy całość zaczyna się od lekkich podmuchów i paru kropel niewinnie spadającego deszczu, a kończy wybuchami rozrywającymi tamy...
Nasi południowi sąsiedzi Czesi szczycili się paroma topowymi ekipami z lubością  uprawiającymi tego typu stylistykę. Mistrzem dla samych siebie był oczywiście Lvmen, ale tuż za nimi kroczył Thema Eleven. Desperacki, straceńczy hałas podszyty niepokojącą transowością i smutkiem, uduchowiony, pięknie rozciągnięty....



Odnoszę wrażenie, że w Czechach słuchało i ceniło się Esion Ewy Braun.
DL

22 sierpnia 2013

HONEYWELL - Industry (1993)


Ktoś kiedyś zapytał mnie dlaczego miłe jest mi emo? Jedną z odpowiedzi jest na pewno Honeywell. Nie jestem w stanie lepiej tego wyrazić...







DL

13 sierpnia 2013

PROCESSION - You Turn To Feel (2012)



Procession, to taki fajny punkowy skład odwołujący się do tej parszywie anglosaskiej deszczowej estetyki gdzie, prostota przepuszczona przez wszystkie przetworniki świata robi się fajna w sposób, który mnie nie irytuje. Jasne i swobodne oniryczne gitarowe rzępolenie.
Jednak jakiś niezatarty ślad pozostawił w mojej podświadomości offowy występ My Bloody Valentine.

 

Taki kawałek, dla miłośników świnek morskich i innych złotych rybek.
bandcamp



11 sierpnia 2013

NIHILOSAUR - Death is the Border That Evil Cannot Cross (2013)


Nie ma słodszej przyjemności niż zaskoczyć kogoś dając mu więcej niż się spodziewa jak mawiała moja dawna koleżanka. Ta dewiza doskonale sprawdza się w przypadku kompletnie wcześniej mi nieznanego pochodzącego ze Szczecina Nihilosaura. Chłopaki wiedzą jak zaczarować. Techniczny, lekko psychodeliczny hardcore w tym samym duchu co magicy z Cave-In, czy Codeseven z okresu, kiedy nie cierpieli jeszcze na postrockową impotencję. Jest też jakiś nieuchwytny metalowy element, którego nie mogę w tej chwili zidentyfikować i dziwnie przyjemna lekkość.
Frapujące, nietuzinkowe granie!


bandcamp

10 sierpnia 2013

GUANTANAMO PARTY PROGRAM - II (2013)



 Bardzo mnie cieszy fakt, iż duch Isis wreszcie powrócił do lochów undergroundu. Dość już było w ostatnich latach kolejnych pseudo mizantropicznych, ocierających się o obłęd i śmieszność składów, operujących tym samym schematem. Coś co kiedyś wpisywało się w ewolucyjny proces w rozwoju punk-rocka, stanowiło twórczą trampolinę, na której można było fikać niebezpieczne figury, skończyło jak wszystko: na jarmarkach popkulturowej śmieszności i targowiskach komercyjnej próżności. Dziś historia zatoczyła koło i zespoły pokroju prezentowanego Guantanamo Party Program mają znów drogę otwartą do mojego serca. Najpierw muszę się odrobinę pokajać, byłem pełen uprzedzeń. Padli ofiarą mojej ignorancji i zglajszachtowania. Bez głębszego wnikliwszego spojrzenia w istotę rzeczy. Za co przepraszam i walę się w piersi. 
 Wydawać by się mogło, iż czynnik Isis jest w muzyce wrocławian  stroną dominującą, jednak sprawa nie jest tak prosta. W patetycznych katedralnych zagrywkach, gdzie każdy daje z siebie wszystko i ciężar dźwięków kruszy wszelką materię na swej drodze zbliżają się do rejonów opanowanych przez hegemonów z Buried Inside. Tu i ówdzie spod lodu i chłodu wybijają się wysokoobrotowe zawirowania lewaków z Orchid i programowa rozpacz Welcome The Plague Year. Nie zapominajmy również o tym, iż na naszym podwórku działało kiedyś Juliette/Panacea odwołujące się do podobnej estetyki. Kolejnym ogromnym plusem Guantanamo Party Program są wykrzyczane po polsku teksty. Szczerze dość mam kolejnych ekip z naszego kraju śpiewających w języku Albionu. Może właśnie stąd intelektualny uwiąd naszego rodzimego podziemia. Punkrock to komunikacja, to wymiana myśli i spostrzeżeń. A jakie spostrzeżenia mogę wymienić z kimś, kto ewidentnie nie chce się ze mną porozumieć. W mym odczuciu liryki GPP mają ogromną siłę rażenia choć od konwencji nie odbiegają. Wrażenie robi również oprawa graficzna. Szara, skromna, niemniej wymuskana, gustowna.  Wersja winylowa musi się prezentować jeszcze okazalej. Brawa!
 Guantanamo...odwiedza te same zniszczone i zapomniane zony w których często lubię się chować, wiem, że na pewno się w nich spotkamy. Do zobaczenia!




Chciałbym serdecznie podziękować Kubie z Chaosu w Mojej Głowie za obdarowanie mnie plytką Guantanamo Party Program, nigdy wcześniej nikt dla mnie tego nie zrobił...tym bardziej jest mi miło. Dziękuję!