Zawsze jak chciałem zachęcić kogoś do Red Roses For A Blue Lady przedstawiałem ich jako tych którzy zaczynają jak Morbid Angel by skończyć jak R.E.M. Oczywiście to bzdura na resorach ale chyba tylko Amerykanie z taką łatwością łączyli i przetwarzali często od siebie odległe stylistyki muzyczne. Liecealny rock, stopiony z metalowym łomotem pełnym gitarowych komarów i okrutnym histerycznym wrzaskiem. Każda piosenka to antyballada miłosna. Bez wytchnienia, bez wyrozumiałości o krok od strzelenia sobie w łeb...W szeregach RRFABL można było znaleźć członków np Morning Again i tym sposobem znów jesteśmy na Florydzie...Chaos pochłonie nas wszystkich.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz