31 marca 2014

UNTIL THE END - S/t (2000)


Robienie bloga to straszna instytucjonalizacja muzycznych przypadłości i gustów. Pierdolić to! Kiedyś granice były jasne wyraźne i widoczne. Liczyli się dobrzy, sprawdzeni kumple oraz budowanie barykad z płyt kaset i zinów. Nie było jeszcze układanek powiązanych z przechodzeniem na drugą stronę. Częste poczucie wyjątkowości podgrzewało się żarem hardcorowego ognia składów pokroju Until The End. Wtedy takie surowe wolne granie było głęboko odświeżające. Nie kojarzyło się z bydlęcym uwiązaniem i jakimś rodzajem ciemnoty baranów, którzy nigdy nie nosili na dupskach bojówek a zawsze dresy. Kopało w ryło i sprawiało, że na tym bardzo obolałym kawałku ciała pojawiał się szelmowski uśmiech zadowolenia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz