Gdyby trzeba zredukować tak znienawidzony przez wielu termin jakim był metalcore do jednej i tylko jednej płyty byłby, to bez wątpienia Dead Man Walking belgijskich hardcore satanistów z Arkangel.
Niewyczerpane złoża siarki, smoły i miłości do Slayera. Rozrywane złością głębokie zwolnienia masakrowane przez gitarowe komary. Posępny wisielczy nastrój. Upadające anioły i zbliżające się nadejście Lucyfera. Jebać black metal. Epicka płyta!
DL
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz