Wyluzowane, lekko zgrzytliwe granie z przepięknie charakterystycznym patosem znanym z wielu innych francuskich zespołów. Ta sama elegancja i wzruszenie co ich kumple z 12XU. Wyborne!
Absolutnie nic nie wiem na temat tego zespołu, który to de facto był projektem solowym niejakiego Marka Edwardsa....każdy kto lubi np. Lungfish może uznać piosenki MDID za interesujące. Jest w nich strasznie dojmująca tęsknota podszyta dziwnym kojącym ciepłem. Piękna nuta!
Minorowe, rozjechane francuskie emocore. Chwytliwe duszaszczypilne piosenki idealnie sprawdzające się jako podkład w podróży w siną dal lub przy pielęgnacji ogrodów nostalgii i zapomnienia. Czasem lubię jak utwory mają wyraźnie zaznaczoną linię melodyczną i operują schematem zwrotka-refren. W Polsce ich bratnią duszą byli Złodzieje Rowerów a w Niemczech Captain Planet. Zawsze.
Punkt wyjścia tych Holendrów jest najlepszy z możliwych...twórcze nawiązanie do do uwielbianego Shotmaker. Wysunięty mielący bas, uciekające gitary, skwaszony wokal. Twardy punk-rock drogi. Uwielbiam takie skupiny!
Blindfold był belgijskim zespołem emocorowym, który poznałem dzięki kasecie wydanej swego czasu przez warszawską oficynę Youth Culture. Trzeba powiedzieć, iż ich wariant emo jest dziś właściwie niespotkany i zapomniany...wszystko tu rozgrywa się powolne, niespieszne jest wewnętrznie rozedrgane i bardzo niespokojne. Oczywiście, nie ma tu mowy o introwertycznym onirycznym graniu, to byli hardcorowcy, więc twarda nuta dominuje. Jednak bez pewnych inspiracji nie można się nigdy obejść. Słychać bardzo odległe echa Fugazi, nowo szkolne patenty i charakterystyczny szlif typowy dla wielu belgijskich zespołów w tamtym czasie. Dobra muza.
Zimny huk surowych gitar, przebarwienia, fraktale, przejścia w inne stany świadomości, wszystkie twoje lęki patroszą twą jaźń. Odpowiednie miejsce i otoczenie nie istnieją. Jesteś tylko ty i Dreamdecay. Czy podołasz wyzwaniu? Czy przytłoczy cię twoje poczucie winy? Prawdziwe monstrum, prawdziwy tyran i ciemiężca!
Wielkie spotkanie paru odmiennych hardcorowych sposobów grania i pojmowania tej estetyki. Potężne, głęboko brzmiące ciągnące się gitary, moshowe hamowania bez ostrzeżenia znane z niebieskiego okresu Poison The Well, chaotyczne melodie Shai Hulud i odwaga rodem z pierwszych płyt Cave In. To tylko jedne z wielu przychodzących na myśl inspiracji tego zespołu, a jest ich po prawdzie bez liku.
Jhazmyne's Lullaby stanowi jedyną dużą płytę popełnioną przez 7A&7P , po czym zespół niespodziewanie rozpadł się (byli członkowie założyli min. Misery Signals, ale o już zupełnie inna historia) dzieląc los tak wielu młodych ekip, które nagle kończyły swój żywot pozostawiając w spadku absolutnie genialne nagrania. Obok We Are The Romans Botch jedna z najszerzej oddziaływujących i inspirujących płyt metalicznego hardcore przełomu wieków.
Odrobina południowych zagrywek starego Cavity wybuchów His Hero Is Gone żrącej nienawiści Dystopii i crustowej melancholii znanej z Remains Of The Day. I oto mamy kolejny doskonały zespół, który popadł w całkowite zapomnienie. A przecież dochrapali się pływania pod banderą koneserów z Relapse Records, prawdziwych arcymistrzów w wyszukiwaniu dziwadeł i ekip z potencjałem dokładnie takich jak Facedowninshit. Pan jest wielki!
Bałaganiarskie, niszczycielskie podejście, granie na stówę usprawiedliwione przebojowością i przemożną chęcią rozbicia sobie głowy o ścianę. Umiłowanie prędkości i punkowego chaosu. Jak często słuchasz Dead Kennedys? Jak bardzo lubisz Man Or Astro-man??
To właśnie dzięki takim zespołom pojęcie hardcore/punk nabrało głębszego, pełniejszego znaczenia i nie było li tylko wyświechtaną zbitką pojęciową. I chyba o to tu chodzi...idealny balans twardych zagrywek i szybkich często melodyjnych galopad z wyzierającymi gdzieś w tle pogłosami ekip z DC. Zaskakująco wiele ścieżek się tu zbiega. Z drugiej strony gorzkie rozczarowanie rzeczywistością wyzbyte, jednak cynicznego tłamszącego tumiwisizmu, oraz siła tkwiąca w prostocie wyrazu. Cóż za album!