Zwiewny, mocno rzewny punk-rock kapeli która miała w swym dorobku min. split z Twelve Hour Turn.
O taki koktajl The Lawrence Arms i może troszkę Small Brown Bike. Solidne!
Apatia na wyżynach punkowej wrażliwości. Klimat iście emocorowy (Police of 3)...duszny i bardzo hermetyczny, ale również pełen jakiegoś dziwnego szacunku dla słuchającego. Bez pośpiechu, w pełnym skupieniu i oddaniu.
Ogromne wrażenie, o dziwo jeszcze większe niż kiedyś wywołują teksty. Pełne desperacji osobistych rozterek i gorzkich obserwacji.... szalejący, basista....cover Ustawy O Młodzieży...Wszystko.
Gdyby tylko dalej poszli tym tropem... Niezwykle ważna płyta Apatii!
Hałaśliwy, szorstki, melodyjny punk-rock czerpiący wzorce z takich zespołów jak Day Nasty i The Bomb. Nic tylko zapakować śpiwór do vana, parę browarów i ruszyć w daleką drogę. Wielce zacne!
Ta płyta to słońce, to ciepły wiatr na twojej twarzy, to łyk świeżej wody z krystalicznie czystego górskiego strumienia. Zwarta, hardcorowa piguła. Melodyjna, zadziorna, idealistyczna, wyraźnie kreśląca linię. Pełna wiary i młodzieńczej radości. Kiedyś zagrali w Polsce w gdyńskim Uchu...ale nie byli już tym samym zespołem co z czasów Rituals of Life. Piękna, sentymentalna podróż w czasie!
Mój pierwszy teledysk hardcore jaki obejrzałem na ekranie komputera! DL
A pamięta może ktoś jaka polska kapela coverowała ich największy hit For Now?
Dziś przypada 69 rocznica Powstania w Getcie Warszawskim. Pierwszego miejskiego zrywu przeciwko największym wrogom ludzkości hitlerowcom. Zrywu o tyle heroicznego, że sami uczestnicy meili świadomość iż czeka ich tylko i wyłącznie śmierć. Chodziło o to by zachować resztki człowieczeństwa i umrzeć z godnością. Warto o tym pamiętać szczególnie w naszym kraju gdzie tak niewielu chce dopuścić do świadomości fakt, że nie zawsze byliśmy tylko schabowo-ziemniaczani i naszymi sąsiadami nie byli tylko i wyłącznie tzw. nasi, oraz to, że tylko my posiadaliśmy monopol na męczeństwo. Dlaczego piszę tylko o stronie żydowskiej przecież ktoś mógłby zapytać ponieśliśmy tyle samo ofiar co i oni, było przecież Powstanie Warszawskie itd. To wszystko prawda. Z tą różnicą iż nasze ofiary były są i będą opłakiwane a o Polakach żydowskiego pochodzenia nikt nie chce w naszym kraju pamiętać. Byli zbyt inni, zbyt odmienni, .Nie ma kto ich opłakiwać, nie ma kto ich wspominać. Jedynym kadyszem jest wiatr hulający po polach i ulicach naszych miast. Drugim powodem jest wciąż trujący, śmierdzący polski antysemityzm, funkcjonujący na wielu płaszczyznach naszego społeczeństwa. Nie tylko w wydaniu kibicowskim, ale nawet w wydaniu bardziej wysublimowanym często nawet akademickim i co gorsza w zbitkach językowych naszej pięknej polszczyzny. Po co piszę o czymś tak odległym zgoła nieprzyjemnym w miejscu, które raczej służy rozrywce niż poruszaniu nieprzyjemnych tematów? Odpowiedź może być tylko jedna.... z potrzeby serca....
Ponury i malkontencki amerykański hardcore. Długo brzmiące, ciężkie gitary momentami wyostrzane grindową sieką i patentami rodem ze starych płyt Incantation. Świetny, schizofreniczny klimat dopełniają, rozchodzące się w tle na poły elektroniczne wstawki. Dobre gówno!
Ta płyta otwiera żyły. Sztandarowe dokonanie drugiej jeszcze mocno niezależnej fali emo.
Pochodzący z Teksasu, Mineral często słusznie zestawiani byli z Sunny Day Real Estate. Podobnie nadwrażliwy, śpiewny, przechodzący od szeptanych wokaliz z lekkim gitarowym podkładem do wulkanicznych, jazgotliwych erupcji rock. Mój zespół.
Zawsze idę na karygodną łatwiznę ale dziś pozwalam sobie na zbyt wiele. Chyba już nie długo będę wrzucał Neurosis.
Ciekawe ilu z nas poznało Tar dzięki kasecie wydanej przez Outside?
Esencjonalny amerykański punk rock. Za Oceanem jeden z najważniejszych i wpływowych. Sam punkowy miód! Nie sugeruj się przypadkiem rokiem wydania tej płyty, gdyż nie ma to najmniejszego znaczenia. Ogień i szarpanina! Punk's not dead!
Ciekawy, młody amerykański hardcore. Silne odwołania do lat 90-tych czynią z Black Mamba przyjemną odskocznię od paru gatunków silnie pleniących się dookoła. Tak dla tych co lubią Integrity jak i np. Lash Out.
Cóż za wspaniała płyta. Pochwała młodości i niewinności z punktu widzenia kogoś kto już swoje przeżył i doświadczył...wystarczy poczytać liryki. Absolutne mistrzostwo duszaszczypilnego punk rocka. Do tego ten przepity, szorstki jak papier ścierny wokal Frankiego Stubbsa.
Nie biorą jeńców. Do tego są bardzo odważni nie bojąc się miksować bujających moshowych, zagrywek a'la Hatebreed z łupnięciem i nienawiścią Iron Lung. Wszystko kipi i jest przepełnione agresją. Srogo chłoszczą.
Kolejne wydawnictwo, które jest tylko w połowie całościową dyskografią brudasów z Devoid of Faith. Drugie cd z przyczyn obiektywnych nigdy się nie ukazało. Wielka to szkoda gdyż zespół ten to nie lada gratka dla miłośników (wliczając mnie) szorstkiego, pędzącego hardcore/punka. Słychać starą Nerwicę i Die Kreuzen oraz Spazz. Chce się żyć!
To nie jest dyskografia Iconoclast ale kompilacja zawierająca większość kawałków które udało im się zarejestrować. Zamknąć muzykę tych gości w określeniu kombinowany emocjonalny hardcore byłoby po prostu wielkim uproszczeniem i niesprawiedliwoscią. Powiedzieć, że stanowili kwintesencję najlepszych amerykańskich kapel lat 90tych (Native Nod, Police of 3 czy nawet Rorschach) też niczego nie wyjaśnia. Zabawa w klasyfikację może trwać wieczność. Ale na pewno znać trzeba. Tak, tak to jeden z tych zespołów.
Kolejni pierdolcy od maestro Biafry. Schizofreniczny punkowy blues, gdzie smród i brud to cnoty godne pochwały. Jednocześnie pełen pozytywnej energii. Wyżej nastrojone Unsane parodiujące MC5 albo jakieś inne The Stooges. Dobre!
Tarzanka! Niektórzy twierdzą, że to najlepsza włoska płyta punkowa wydana w XXI wieku. Melancholijny punk zagrany z iście grindową furią. Muzyczny huragan niszczący wszystko na swej drodze. Palatka na randce z Kaospilot. Mistrzostwo świata!
Leciwy, ale wciąż kopiący dupę hardcore z El Paso wydawany swego czasu przez Altenatywne Macki Jellego Biafry. Jazda na podobnych obrotach co stare Neurosis. Na żywo podobno wgniatali w ziemię. Myślę sobie że to świetna odrtudka na wszędobylskie, zjadające własny ogon D-beaty.
Jako że jestem krypto hipisem bardzo lubię baltimorskie Arbouretum. Jakoś chyba przez perkusistę powiązani są z (niosę ci moje serce na dłoni) Lungfish. Urzekająca, bezpretensjonalna, opowieść o pięknie codziennego życia i nieumiejętności docenienia tego co bierzemy za oczywistość. Obok Dead Meadow, należącego chyba do innego universum jeden z tych zespołów, które zabierają nas w osobliwą podróż w czasie. Mocna rzecz!
Nic mi nie wiadomo o tych kolesiach ponadto, że są gdzieś z Kanady. A tam wiedzą doskonale jak łamać dźwięk. Echa pierwszych nagrań 18 Visions, furia dziadów z Burnt By The Sun, wyprawy po piekielne patenty znane z bezkompromisowego zespołu Gaza, wszystko to łączy się w jeden morderczy jazgot. Choć to tylko demo to i tak urywa łeb razem z....Bangover!